AUTOS
Iveco - Marokko 04
landys
links
MAGADAN-POZNAN SYBERIA EXPEDITION
things
tours
Profil
Abmelden
Weblog abonnieren
icon

 
kliknij na Kommentar
papachmiel meinte am 16. Jan, 01:15:
Amsterdam zegna nas uporzadkowana schludnoscia,blyskotkami niezliczonych duty aumundurowanych postaci z dlugimi bambusowymi kijami,usilujace utrzymac jako taki lad.
Tu mamy przesiadke,lecimy dalej do Bombaju,lub Mumbaju jak mowia Hindusi.Podczas odprawy okazuje sie,ze panienka z warszawskiego KLM-u pomylila daty i nasz samolot owszem jest,ale jutro,czyli za 24 godziny.Wyrozumialy Hindus widzac jednak dwoch zrozpaczonych nieomal facetow z nieznanej mu zapewne Polski,zawyrokowal po chwili namyslu,ze najblizszy za niecala godzine lot "to Mumbaj" jest prawie pusty,wiec mozemy leciec.Ale wasze bagaze beda dopiero jutro-wiecie panowie.Wiemy niestety. Jumbo Air India wyklejony orientalnymi tapetami,nikt nie sprawdza,czy pasy sa zapiete,stewardessy nie odbebniaja nudnego rytualu z maskami tlenowymi,z glosnikow dosc glosny hinduski pop.Nieco ponad godzinka tej muzyczki i ladujemy w rowniez jakby zaciemnionym Mumbaju.Ogromne,portowe miasto.Finansowa stolica kraju.Z lotu ptaka przypomina ksztaltem wrzeciono.Z jednego konca tego miasta-wrzeciona,na drugi jest okolo 180 km,czyli jak np z Wroclawia do Poznania.Nie do pokonania w jeden dzien,biorac pod uwage niewyobrazalny tlok riksz,motoriksz,autobusow,taksowek,rowerow,krow i wlasciwie wszystkiego zdolnego do ruchu.Jezeli jezdnia jest dwupasmowa,to standardowo jada na niej conajmniej cztery sznury roznego autoramentu pojazdow.Tyle,ile sie zmiesci i tych,ktorzy maja najglosniejsze klaksony.Moze by tak nasza rodzima drogowke,zeby zaprowadzila tam porzadek,skontrolowala dokumenciki itd.
W tym molochu mieszka 15 mln ludzi.Tak mowia oficjalne statystyki.Ci,ktorzy tu mieszkaja,twierdza,ze drugie tyle koczuje na ulicach,w parkach,na plazach,gdzie sie da.Wszystkie te miejsca z nastaniem zmroku staja sie niedostepne dla spacerowiczow,czy wrecz przechodniow.Zamieniaja sie w sypialnie,w ktorych ludfzie spia na czym sie da.Glownie na gazetach,lub kartonach.Mumbaj,jak cale Indie,uderza kontrastami.Strzeliste,ze szkla i stali,siedziby bankow i miedzynarodowych korporacji,a calkiem niedaleko, ciagnace sie kilometrami na przyportowych ulicach slumsy,w ktorych zyja setki tysiecy uchodzcow z Bangladeszu,dla ktorych swietem Boga Jedzenia jest ,gdy uda sie sciagnac arkanem worek ryzu z ciezarowki wyjezdzajacej z portu.Niezwykle sa te "safari".Przyczajone,prawie nagie,chude p;ostaci,przyczajone w zaulkach swych "domostw",z przygotowanymi sizalowymi sznurami-arkanami.Widac z oddali,jedzie ciezarowka z workami czegos do jedzenia.Worki zabezpieczone sa siatka.Nie jest wiec latwo.Trzeba niepostrzezenie wskoczyc na auto i zrobic wylom w siatce.Niepostrzezenia,bo policja ma w tej "dzielnicy "Bombaju nieograniczone prawa.Dopiero potem,pareset metrow dalej,druga grupa mysliwych zarzuca lasso na worki w "przygotowanej" ciezarowce.Czasami sie udaje.Wtedy kilkuset mieszkancow tej "dzielnicy" moze zaspokoic glod swoich,jakze licznych tu dzieci i swoj.
Tak,Indie przede wszystkim,ucza pokory.Szacunku dla ludzi,okruchow chleba,kropel pitnej wody.Szacunku dla zycia.Bo smierc nie jest tu wydarzeniem godnym nekrologu.

----------------------

Lecimy z Bombaju do Dehli,gdzie ma czekac na nas wynajete auto z kierowca,ktory ma byc jhednoczesnie naszym cicerone i ochrona przed zabrzacymi.Glownie dziecmi.Tu zjawisko wszechobecne.Trzeba wiele,aby do tego przywyknac,zeby zobojetniec.A to konieczne.Nie daj Boze ulec swym naturalnym odruchom i dac cokolwiek bosem dzieciakowi.Wowczas znikad pojawi sie kilkudziesieciu nastepnych i pozostaje juz tylko uciekac.
Samolot schludny,pelen pasazerow.Biznesmenow z Europy i zamoznych Hindusow.Mila i dyskretna obsluga.Nic szczegolnego,gdyby nie jeden Europejczyk.Zblizamy sie do Dehli.Zaloga prosi o wylaczenie wszystkich urzadzen elektronicvznych.Standard.W sasiednim rzedzie siedzi- zakladalismy sie,ze Anglik- i grzebie cis w swoim laptopie.Stewardessa prosi raz,prosi drugi.A gosc nic.Jakby nie slyszal.Jak moze Hinduska kazac Anglikowi ?Chcemy z Filipem wyladowac,a wiemy,ze nie pilotuje PolakPostanawiam wiec wyreczyc stewardesse.Podnosze sie,mimo protestow Filipa,z fotela,by zamknac gosciowi po prostu tego laptopa.Stewardessa chyba czuje,co sie swieci.I stal sie cud.Jak juz wstalem,Anglik przeniosl wzrok z ekranu na mnie i zrozumial,ze nie mam ochoty na zarty.Zamknal laptopa,baknal sorry i wyladowalismy szczesliwie.


--------------------------

Nasze auto to Ambasador,czyli Hillmann lkata siedemdziesiate,do niedawna jeszcze montowany w Indiach.Do niedawna,bo dzisiaj w Indiach kroluje Tata.Kopia,a moze licencja Mercedesow z roznych epok.Nasz cicerone,szczuply Hindus,lat okolo 30-40,trzydziesci slow po angielsku.Wierny i oddany.Co najwazniejsze - sympatyczny.Zaraz za Delhi psuje sie cos w instalacji elektrycznej.Po paru nastepnych godzinach znikaja hamulce.Jedziemy na polnoc w kieruynku Himalajow.Naprawa hamulcow - peknieta rurka,caly plyn "uciekl" - trwa ponad godzine.Zaden problem,w kazdej wiosce kilka warsztatow.Zadnego - musimy zobaczyc,przyjedzie pan za godzinke,mam inna robote,itp.Trzask,prask i zrobione.I dziala.
Z Delhi do Amritsaru - swietego miasta Sikhow,gdzie maja swoja Zlota Swiatynie- tam zastrzelili w zamachu Indire Gandhi - jest nieco ponad 300 km.Mowie naszemu cicerone,ze powinnismy to przejechac w 4-5 godzin.O nie, sir.Potrzebujemy na to conajmniej 9 godzin.Nie dyskutuje,mysle,ze zartuje.Droga zabrala nam 9 godzin i 20 minut.Off-road dla grupy turystycznej,jak okreslaja bywalcy imprez off-roadowych w kraju.Jakosc jednej z glownych "autostrad" da sie powrownac z droga ze Smolnika do Zatwarnicy,w Bieszczadach.Natezenie ruchu,od wszechobecnych ciezarowek i autobusow,poprzez motoriksze i traktory a skonczywszy na lezacych na srodku jezdni krowach,nie da sie z niczym,znanym w kraju,porownac.Coraz czesciej dociera do mnie,ze musialbym miec jakas specjalna motywacje,aby usiasc w tym kraju za kierownica.Wiem juz takze,ze tu w Indiach,twoje auto moze miec niesprawne hamulce,lyse opony (standard),luz w kieronicy i wiele innych brakow.Lecz jedno musi miec sprawne - klakson.To nie zart.Jazda bez klaksonu jest niemozliwa i naprawde grozi smiercia.

-------------------------------

Jedziemy z Manali w kierunku Leh.Manali to takie Zakopane u podnozy Himalajow.Leh to glowne miasto prowincji Laddakh.Jednego z najpiekniejszych i najosobliwszych miejsc na Ziemi.Konglomeratu kamienno-piaszczystych minipustyn z wyrastajacymi z nich szescio- i siedmiotysiecznikami Himalajow.Na skalnych polkach,gdzie docieraja tylko orly i mnisi,buddyjskie swiatynie obwieszone roznokolorowymi,modlitewnymi horagiewkami.Mamy dojechac do przeleczy Keylong.Troche wyzej od Mont Blanc.Dystans - niewiele ponad 70 km.Deniwelacja na tym odcinku - ponad 2500 m.W miare uplywu drogi koncza sie wysokie drzewa,mosty - zaczynaja sie brody.Zarowno my jak i nasz Ambasador,zaczynamy odczuwac zaciesniajace sie poziomice.Wjezdzamy w jakas chmure.Gdy z niej wyjezdzamy,widzimy kilkaset metrow pod nami serpentyne drogiktora pokonalismy niedawno.Widok jak z samolotu.A ponad nami,calkiem blisko,szczyty Himalajow..Droga - umownie - wije sie jakims zboczem gory.Pod nia przepasc bez konca.Szuter i kamienie.Taki drobiazg,jak barierki zabezpieczajace przed niekontrolowana jazda na skroty w dol,to tutaj utopia.I na tej "drodze" wymijaja sie ciezarowki,autobusy z pasazerami na dachu,przemieszczaja sie ogromne stada dlugowlosych koz.Skonczyla sie wszelka roslinnosc.Jej miejsce zajely lodowe jezory,ktore nie daly sie rozjechac ciezarowkom i autobusom.Wjezdzamy wreszcie na przelecz.Ponad 6 godzin jazdy.Marne 70 km,czyli niewiele mnie jak z Krakowa do Zakopanego.A roznica wysokosci,jak z Gdyni na Rysy.
Wychodzimy z naszego Ambasadora.Zaraz pojawiaja sie szerpowie,by pozyczyc nam sztuczne futerko dla kazdego.Korzystamy,bo temperatura tutaj okolo 10 stopni C.W Manali bylo ponad 30.Zjawia sie tez szerpa z mulami i oferuje podroz na pobliski lodowiec.Odmawiamy.Przeciez damy rade sami.Po co nam muly na te kilkaset metrow.Po 50 metrach juz chcemy mula.Nie mam czym oddychac,nogi jak z waty.Gdzie ten mulnik ?Zdobywam sie na wysilek,aby odwrocic glowe.Mulnik ze swymi mulami idzie 5 metrow za nami.On wiedzial,jak skonczy sie nasz spacerek.Upokorzeni dosiadamy rumakow i po kwadransie jestesmy na lodowcu.

----------------------------------

Okecie.Nikt nam sie nie narzuca ze znajoma taksowka.Gdzie my jestesmy?Dwupasmowa Zwirki i Wigury.Jada tylko dwa sznury aut,zatrzymuja sie na czerwonym swietle.Przejmujaca cisza.Nikt nie trabi.Gdzie my jestesmy?
Sprzatany pewnie raz w tygodniu wagon ekspresu do Poznania.Pusty przedzial.Tylko my.Rany - jak tu czysto.Czy to sen jakis?Gdzie my jestesmy?Ludzie na dworcu w Poznaniu jakos dziwnie na nas patrza,gdy przechodzimy w poblizu.W domu,po powitaniach,pada pytanie : - czym wy tak pachniecie ( !! )
- pachniemy Indiami.
I mimo zmeczenia,przyrzekamy sobie,ze musimy wrocic do tego nieprzeniknionego kraju - kontynentu

pozdrawiam
Senior, czyli papachmiel prawdziwy 
 

twoday.net AGB

xml version of this page

powered by Antville powered by Helma